niedziela, 13 grudnia 2015

Co jest nierozłącznym dodatkiem do miłości?





Miłość definiuje się jako uczucie do drugiego człowieka. W zdrowiu i chorobie, kiedy pada i świeci słońce, gdy jest lepiej i gorzej, w radości i smutku, w nienawiści i uczuciu bezgranicznym. Miłość to dar, taki mały cud, który nie przytrafia się każdemu, a ci, którzy go otrzymali, powinni dobrze się nim opiekować. Miłość jest jak szansa, szansa na coś innego, lepszego; szansa na nowe życie, na życie z kimś innym. Miłość to terapeuta, leczy i wyciąga z kłopotów. Miłość po prostu jest, nie wymaga wiele, nie błaga o niemożliwe, nie stawia granic. Nie można jej kupić, wylicytować, otrzymać w spadku bądź wygrać. Miłość się przytrafia, ot tak.
Wierność. To chyba jedna z najważniejszych cech. Chęć posiadania tylko tej jednej osoby, pożądania wyłącznie jej, wielbienia i obdarowywania całkowicie tego konkretnego człowieka. Wierność to nie przymus, to oczywistość sama w sobie.
Tylko spójrz. Stoisz w sklepie w dziale alkoholi, zastanawiając się jakie wino będzie odpowiednie na wasz dzisiejszy wieczór i nagle podchodzi do ciebie mężczyzna, wysoki, brunet z niebieskimi oczami, przystojny tak bardzo, że mógłby bez problemu się znaleźć na niejednej z okładek kolorowych magazynów, podaje ci wino z górnej półki, po czym mówi: "idealne na wieczory spędzane we dwoje" i pyta o twój numer. Co robisz? Uśmiechasz się i odmawiasz? Czy raczej myślisz: "przecież nikt się nie dowie" i wyciągasz komórkę, zapisując go pod "Kasia". Wiem, wiem. Odmawiasz. Przecież masz faceta, nie możesz go oszukać, zdradzić, cokolwiek. Ale nie myślisz teraz racjonalnie, bo nie jesteś w takiej sytuacji i nie wiesz, co tak naprawdę byś zrobiła. Zastanów się, jak często wasze kłótnie, jego nadpobudliwość, agresja, kłamstwa, oszustwa, sprawianie ci bólu, doprowadzają cię do szału? Ile razy już cisnęłaś telefon o poduszkę, szepcząc: "mam dość"? Jak wiele mu wybaczyłaś i obiecałaś sobie, że to ostatni raz, bo tak często zdarzyło mu się przekroczyć granicę? Ile łez wylałaś przez niego nocą?
I teraz wyobraź sobie, że po takiej kłótni spotykasz tego mężczyznę, z tego sklepu, z tego działu alkoholowego i uśmiecha się do ciebie, podając właśnie to wino, na które miałaś ochotę i patrząc na ciebie w taki sposób, w jaki ON nie czynił tego od dawna.
Co robisz?
Odmawiasz, bo wierność, to nic innego, jak umiejętność powiedzenia "nie".




Przyjaźń. Do związku dwojga ludzi nie wystarcza tylko miłość i jej bezgraniczność. Potrzebna jest odrobina kumplostwa. Tego poczucia, że ON zawsze może do ciebie przyjść i pogadać o wszystkim, o swoim treningu na siłowni, o nudnej pracy, na której się nie znasz, o nieudanym związku swojego przyjaciela, o bokserach z ringu, którzy właśnie się naparzają na ekranie telewizora. Wiesz, to taka pewność, że jesteś dla niego zawsze, mimo, pomimo i wbrew. I że ON może walić do ciebie jak w dym albo przyjść z butelką piwa i wypić, nie mówiąc zupełnie nic.
Nie ma być tak, że zastąpisz mu kumpli, bo nigdy nie będziesz w stanie, bo to już nie to samo, bo jest zupełnie inaczej.
Chodzi o to, że kiedy przychodzi taki wieczór, gdy on ma ochotę pograć na konsoli, to właśnie wtedy ma ciebie, albo gdy chce się zwyczajnie powygłupiać, pójść na boisko, wziąć piłkę i zagrać w kosza, to wtedy jesteś ty. Do takich zwyczajnych, ludzkich, codziennych spraw.
Nie zapominaj, że to działa w dwie strony, że kiedy chcesz ponarzekać, to ON cię wysłucha, kiedy chcesz iść na zakupy, ON nie odmówi, kiedy będziesz zrzędzić, ON pozrzędzi razem z tobą, kiedy nie wiesz, którą bluzkę kupić, ON przyjdzie i wybierze za ciebie, bo to ON będzie cię w niej oglądał i to ON będzie ją z ciebie ściągał.
Takie drobne przyziemne rzeczy, w których będziesz potrafiła mu zastąpić kumpli, a ON tobie przyjaciółkę, są najważniejsze. Takie sytuacje tylko wzmacniają miłość, są jedną z kilku cegiełek, które tworzą fundament uczucia.
Szczerość. Wtedy, gdy wyglądasz beznadziejnie, a ON ci to powie. Gdy przymierzasz w sklepie kolejną parę spodni, nie mogąc się zdecydować, a ON wyciąga cię stamtąd za rękę po drodze uświadamiając, że każda para tych jeansów po prostu cię pogrubia. Gdy marudzisz, że jest ci zimno, albo że jesteś głodna i swoim biadoleniem działasz mu już na nerwy, ON ci to uświadomi. Bo w związku nie chodzi o wieczne oszukiwanie siebie i przymilanie się sobie. Nie chodzi o to, że powiesz mu, jak świetnie wygląda w tej koszuli, kiedy tak naprawdę marzysz o tym, by ją zdjął. Oszukiwanie siebie, żeby nie zranić drugiej osoby? Żeby nie sprawić jej przykrości? Robić wszystko, żeby zawsze czuła się dobrze i pewnie?
Gdzie jest granica?
Szczerość i prawdomówność powinny być nieodłącznym elementem każdego związku. No bo jak być z kimś, kto na każdym kroku zachwyca się i pada z uwielbienia na nasz widok, równocześnie umiejętnie udając?
Szczerość również wtedy, gdy dopuści się zdrady lub równie ciężkiego oszustwa i przyjdzie ci o tym powiedzieć.
Szczerość w każdej sytuacji, w sprawach błahych i tych trudniejszych, w rzeczach oczywistych i tych bardziej skomplikowanych.
Zaufanie. Można by powiedzieć, że wręcz bezgraniczne zaufanie. Kochasz go i mu ufasz, i już, tyle. Kiedy nie wraca do domu, nie zastanawiasz się czy nie poszedł do baru i nie podrywa tam jakiejś blondynki, tylko czy przypadkiem nie leży w szpitalu gdzieś na OIOM-ie. Kiedy dzwoni do ciebie pijany, bo kilka godzin wcześniej wyszedł ze swoimi
kumplami na piwo i bełkocze do słuchawki, jak bardzo cię kocha i za tobą tęskni, to ty nie myślisz, że za chwilę poleci do innej, lepszej, ładniejszej i zgrabniejszej, tylko szeroko się uśmiechasz na myśl o tym, że nawet kiedy jest pijany myśli właśnie o tobie. Kiedy obiecuje, że przyjedzie i masz na niego czekać, to wierzysz mu i czekasz, choćby się spóźniał kilka dobrych godzin i nie myślisz, co przez ten czas mógł złego robić, ufasz mu. Kiedy wychodzisz z przyjaciółką na plotki i drinka, i zakładasz na siebie ulubioną sukienkę i szpilki, to całując go na pożegnanie w drzwiach ON myśli "niech mi zazdroszczą". Kiedy zabiera cię na wycieczkę-niespodziankę i tuż przy końcu podróży zawiązuje ci oczy, nie czujesz strachu, nie zastanawiasz się, co mógłby ci teraz zrobić i jak bardzo by cię to bolało, tylko chwytasz jego dłoń i zamykasz w niej swoją.
Poczucie bezpieczeństwa. Czujesz się przy nim pewnie, dobrze. Wiesz, że nic ci nie grozi. Niczego nie musisz się obawiać. Wystarczy, że jest obok i trzyma cię za rękę. Masz tę pewność, że możesz być przy nim słaba i może zdarzyć ci się upaść, a ON przyjdzie i cię podniesie, odbuduje na nowo. I kiedy zabiera cię nocą na spacer do parku, ty nie czujesz strachu, nie boisz się. Masz jego.
Odrobina zazdrości. Mała dawka pikanterii. Kiedy jesteście razem w supermarkecie na zakupach i jakiś mężczyzna podaje ci makaron, który przed chwilą upuściłaś, szeroko się do ciebie uśmiechając, a ON stoi po przeciwnej stronie przeglądając magazyny z szybkimi autami i tylko się przygląda, płonąc w środku ze złości. Kiedy mówisz mu, że zaczepił cię na ulicy nieznajomy brunet i zaprosił cię na kawę, zazdrość powinna wychodzić mu uszami. Kiedy oznajmiasz mu, że w twojej pracy masz styczność z wieloma mężczyznami, którzy często cię zagadują, ON mówi: "zabiję, jeśli któryś się do ciebie zbliży".
To nie ma być chora zazdrość, próba nie dopuszczenia cię do kontaktu z innymi facetami, chęć odizolowania cię albo zamknięcia w złotej klatce.
Chodzi o to, żeby to uczucie płonęło, rozumiesz? Trzeba nawzajem podsycać tę miłość w sobie. Nie dać jej zgasnąć nudą i obojętnością. Nie pozwolić sobie na bylejakość.




Bezinteresowność. Czyli ON kocha cię mimo wszystko i bez powodu. Kocha cię za to, że jesteś. Kocha cię za to, że mu pomagasz. Kocha cię za samą obecność, za milczenie i za gadulstwo, za uśmiech i za płacz, za wiedzę lub jej brak, za umiejętności, za sposób bycia, za niedoskonałości, za to jak na niego patrzysz, za sposób w jaki go dotykasz, za grymas na twojej twarzy, za posiłek, który czeka na niego po pracy i za spalony obiad, gdy wraca zmęczony. Kocha cię za twój charakter, za to, że bywasz zołzą, kocha cię za wrażliwość i za spokój, za opanowanie, za to, że kiedy wybucha i rzuca czym popadnie, ty podchodzisz do niego i po prostu go przytulasz.
Nie potrzeba powodu, by kochać drugiego człowieka. To się dzieje, i już. Był mężczyzna, który poznał kobietę i zakochali się. Tyle.
Nie istnieje żaden powód do miłości.
Odwzajemnienie uczucia. To chyba najważniejszy element. Miłość w jedną stronę nie działa. Ona stoi w miejscu i czeka. Wypala się. Gdzieniegdzie jeszcze żarzy się ogień, takie maleńkie iskierki nadziei, ale to tylko złudzenie.
Miłość nieodwzajemniona boli. Strasznie rani i mocno siada na psychice.
Kochasz kogoś i wiesz, że on nie czuje tego samego, wiesz, że nie będzie tak jak tego chcesz, że ON nigdy nie będzie twój.
To taka twoja mała klęska.
Znasz to uczucie, gdy idziesz ulicą i masz nadzieję, że go gdzieś spotkasz? Gdy stoisz w kolejce w supermarkecie i

mężczyzna za tobą pachnie właśnie tak, jak ON, ale odwracasz się i czujesz, że coś wewnątrz ciebie właśnie się łamie? Może to właśnie serce? Gdy telefon wibruje, a ty biegniesz przewracając wszystko dookoła, chcąc zobaczyć na wyświetlaczu jego imię? Gdy piosenka w radiu niszczy cię od środka, bo kiedyś właśnie przy niej powiedział ci, że masz piękne oczy? Gdy każdy dzwonek do drzwi przyprawia cię o zawał? Gdy nadzieja zadomowiła się w tobie na dobre? Powiedz mi, czy znasz to uczucie, kiedy kochasz tak bardzo, że aż boli?
Miłość to wzajemność. Musicie się kochać, musicie się darzyć ogromnym uczuciem. Musicie w siebie wierzyć. Musicie być dla siebie i obok siebie.
Zawsze.
Na zawsze.

2 komentarze:

  1. swietnie piszesz.
    właściwie każdy wpis daj mi nowy obraz,wyjaśnia,kierunkuje i uspokaja.
    thx.lumberjack73

    OdpowiedzUsuń