sobota, 11 lipca 2020

Jak powiedzieć przepraszam?

Stało się, to prawda. Pokłóciliście się, pożarliście, wypluliście sobie wszystko w twarz, wyrzuciliście z siebie cały jad, wyciekło, wylało się, w pewnym stopniu pewnie ulżyło. Masz teraz wolną głowę, luz, nic ci nie ciąży, nie utrudnia życia. Powiedziałeś, co chciałeś, choć dusiłeś to w sobie od lat. Uwierało, co? Myślę, że trudno było z tym żyć, uśmiechać się, witać, rozmawiać z tym ciężarem w głowie. Znam to. Pewnie chciałeś zrobić to już dawno, ale ciągle coś cię hamowało, aż pewnego dnia mleko się wylało. I co teraz? Niech zgadnę. Pewnie ze sobą nie rozmawiacie, co? Unikacie się jak ognia. Wręcz nienawidzicie. Boli? Pewnie na początku nie. Przecież miałeś rację, wiedziałeś, co robisz, czekałeś na ten moment od lat. Ale z czasem coś zaczęło przeszkadzać, w głowie zakiełkowała jakaś myśl, uczucie, a raczej poczucie. Tylko czego? Już wiem. Braku. Pustki, jaka pozostała po tej osobie. I to się rozrosło, aż zaczęło męczyć, boleć, uwierać, na nowo. Wróciłeś do punktu wyjścia, mam rację? Wcześniej ciążył na twoim sercu jad, który z siebie wyplułeś, a w tej chwili uwiera pustka, której nie potrafisz wypełnić. A teraz powiedz mi, czy było warto?
W pewnym stopniu nie żałujesz, bo prędzej, czy później by do tego doszło. Wiesz, że nie potrafiłeś inaczej, musiałeś to z siebie wtedy wyrzucić. Problem jest gdzie indziej. Bo widzisz, kiedy wizualizowałeś sobie w głowie tę rozmowę, w ogóle nie wziąłeś pod uwagę tego, co wydarzy się później. Zapomniałeś, że przecież skutkiem tego, będzie strata i, że za jakiś czas bardzo trudno będzie ci się z tą stratą pogodzić.
A teraz jesteście daleko od siebie, może nie setki kilometrów, może to tylko ulica, ale życiowo wasze ścieżki już się nie przecinają.
Co teraz z tym zrobić? Przecież nie zadzwonisz, daj spokój, wiemy, że tego nie zrobisz. Nie napiszesz, bo wszystko, co miałeś do powiedzenia, zostało już powiedziane. Tylko jak pozbyć się tej cholernej pustki? Nauczyć się z tym żyć? Można, tylko, czy na pewno tego chcesz? Ludzie nie potrafią ze sobą porozmawiać, kiedy wydarzy się między nimi coś złego. Nie potrafią wyjaśnić tego, co się wydarzyło, usiąść i wzajemnie siebie przeprosić. Nie potrafią, bo wolą czekać. Na ruch tej drugiej osoby, na jakiś gest, na słowo. I tak mijają dni, miesiące, czasami nawet lata i człowiek nie uświadamia sobie, że właśnie traci w życiu kogoś ważnego i że ten człowiek już nie wróci, nawet nie w innym życiu, miejscu, czasie, czy osobie. Nie wróci już nigdy. Zatem zapytam ponownie, czy to wszystko jest tego warte?
Wiesz, że za chwilę może być za późno, że ten człowiek odejdzie i nawet jeśli kiedyś się spotkacie, on już nigdy nie będzie taki sam. Będzie inny, zmieniony przez czas, miejsce i ludzi, którzy go ukształtowali. Ludzi, wśród których nie było ciebie. Mówią, że czas leczy rany. Nie sądzę, na pewno nie w tym przypadku. Takiej straty nie uleczy żaden czas. Jego upływ z każdym dniem będzie tylko bardziej boleśniejszy, dotkliwszy. Będzie ci uświadamiał, jak bardzo ci tej osoby brak i jak bardzo nikt inny tego braku nie wypełni.
Zatem, jak powiedzieć przepraszam? Przede wszystkim szczerze. 
I przestań już kalkulować, co warto, a czego nie, co się bardziej opłaca, z czym łatwiej żyć. Pomyśl tylko, kiedy życie było prostsze, znośniejsze, kiedy łatwiej było ci znieść porażki, do kogo dzwoniłeś, pisałeś, kiedy chciałeś się pośmiać, popłakać, wyżalić, kim do cholery był dla ciebie ten człowiek?
Nikim?
Z pewnością teraz tak nie odpowiedziałeś.
Był przecież wszystkim. Był ważny. Był zajebiście bliski twojemu sercu.
Był.
Zrób tak, żeby jutro móc powiedzieć: on JEST moim człowiekiem, moją osobą, moim wszystkim.
Zatem teraz, kiedy już tyle wiesz i kiedy twoje myśli zostały rozłożone na części pierwsze, pozwól, że zapytam po raz ostatni - czy było warto?

środa, 3 października 2018

Czym jest życie bez sensu?

Pewnego dnia przyjdzie taki dzień, który wprowadzi chaos. Taki dzień, który spowoduje zamęt w głowie i niepewność, co do wszelkich poczynań. Sens tego dnia nie będzie uzależniony od jakiekolwiek zdarzenia. Po prostu pewnego dnia obudzisz się i nie będziesz czuć nic. Stracisz cel, do którego dążyłeś, chęć, która cię nie opuszczała, mobilizację i motywację do podejmowania dalszych działań. Któregoś dnia wstaniesz rano, zrobisz sobie herbatę i zaczniesz zastanawiać się, po co ci to wszystko było. Wiesz, to jest wyjątkowy dzień, bo on się już nigdy więcej nie powtórzy, ale uświadomi ci, że właśnie straciłeś wszystko. Po tym dniu już nic nie będzie takie samo.
Kiedy gubimy gdzieś siebie, to w rzeczywistości cząstka naszej duszy oderwała się od całości i nie wróciła. I prawdopodobnie już nigdy nie powróci. W pędzie życia zgubiliśmy gdzieś siebie, swoje wartości i to co naprawdę dla nas ważne. Przestajemy wierzyć, że cokolwiek może się udać, a jedna porażka wcale nie mobilizuje nas do większego działania i naprawienia błędów, lecz ciągnie nas w dół.
Pewnego dnia znajdujemy się na dnie wewnętrznego siebie i dociera do nas, że z tego dna nie ma wyjścia. Ktoś zabrał drabinę, która miała być naszym wyjściem, a wszystkie koła ratunkowe zniknęły. Nie mamy już nic, choć jakiś czas temu mieliśmy wszystko.
Nie wiemy jeszcze, że najgorsze dopiero przed nami, bo którejś nocy nadejdzie taka chwila, kiedy położymy się do łóżka, zgasimy światło i umrzemy, wewnętrznie, utraciwszy poczucie własnej wartości. Tę noc przeznaczymy na rozmyślanie o tym co mogło się udać, gdybyśmy tylko bardziej się przyłożyli, gdybyśmy tylko mocniej chcieli. Po tej nocy nasze życie nie będzie takie samo, poranek stanie się szary, a herbata zasmakuje inaczej, prawie że wcale.
To nie jest depresja ani brak motywacji, a nawet jesienna chandra. To brak siebie w sobie.
Nadal nie rozumiesz o czym mówię, to zacznijmy jeszcze raz. Budzisz się z niechęcią do wszystkiego, do nadchodzącego dnia, godzin spędzonych w pracy, ludzi, których spotkasz, telefonów, które będziesz musiał wykonać, miejsc, w które się udasz. Poranne czynności nie mają już żadnego znaczenia, po pewnym czasie zaczynasz robić je machinalnie - ścielisz łóżko, wstawiasz wodę na herbatę, czeszesz włosy, zalewasz herbatę w kubku, który kiedyś był ulubiony, ubierasz się, pijesz herbatę, jesz kanapkę i wychodzisz. Kiedy uświadomisz sobie, że jesteś o kilka minut spóźniony, machasz ręką, nie ten tramwaj to inny, nie ta praca to następna. Siadasz za biurkiem i zaczynasz odliczanie ośmiu monotonnych godzin, a później wychodzisz. Gotujesz obiad, oglądasz jakiś durny program w telewizji albo kolejny serial, który na jakąś godzinę pozwoli ci zapomnieć o swoim świecie. Mija dzień za dniem, każdy taki sam. Kiedy coś ci nie wychodzi, olewasz to, już masz to gdzieś. Nie masz pojęcia, że ta obojętność każdego dnia powoli wewnętrznie cię zabija, zabiera kawałek ciebie i już nigdy go nie zwraca.
Powiedz mi, znasz ten stan, kompletnego odosobnienia od siebie? Jak z tego wyjść, co z tym zrobić? Jak to możliwe, że człowiek może przestać żyć i nie czuć kompletnie nic?
I przychodzi też taki stan, kiedy jedynym przejawem istnienia stają się łzy. Mimowolne, ciche, bezpodstawne. Moczą policzki i rękaw bluzy. To są łzy bezsilności, braku siebie. Łzy, których nie jesteś w stanie niczym usprawiedliwić, nie umiesz się z nich wytłumaczyć. To zdarza się często i w końcu rozumiesz, że stały się one jedyną oznaką (jakiekolwiek ono jest, ale jednak) życia.
Tak naprawdę nigdy tego nie pokonasz, nie wygrasz z tym, po prostu nie jesteś w stanie. W końcu się z tym pogodzisz, tylko powiedz mi, spodziewałbyś się kilka lat temu? Co dawny ty powiedziałby na ten temat? Przejął się i zmotywował, zaczął walczyć i bić się z samym sobą. Pewnie tak i pewnie byłoby to lepsze, niż rozłożone ręce w poczuciu bezradności i przyjęcie życiowej porażki jaką obdarował nas los.

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Sam musisz wzbić się w powietrze

Masz przyjaciół, rodzinę, znajomości. Masz kontakty i wtyki. Są rzeczy, które potrafisz załatwić przez znajomych swoich znajomych. Być może masz pracę, którą dostałeś tylko dlatego, że żona szefa to twoja koleżanka z podstawówki. Studia na wysoko renomowanej uczelni załatwił ci ojciec, który sam jest tam profesorem. Lepszy samochód, laptop, smartphone - rodzice, którzy dość dobrze zarabiają. Na świecie jest wiele rzeczy, których posiadanie zawdzięczamy innym. Ale jest coś, w czym inni nie mogą nam pomóc, tzw. "wybicie się" z tłumu. Pewien błysk, promyk, coś, co pozwala na odcięcie się od podstaw.
Nie wszystko możemy dostać, załatwić bądź kupić. Czasami potrzeba trochę własnego zaangażowania. Nie może być tak, że zaczynamy coś robić i nie bierzemy w tym mentalnego udziału albo gaśniemy gdzieś w połowie. Trzeba pracować na maksimum swoich możliwości, a możliwości każdy z nas ma przeogromne. Podjąłeś się jakiegoś zlecenia? Zrób to najlepiej jak potrafisz, choćbyś miał pod koniec rzygać tym wszystkim. Daj z siebie więcej niż sto procent. Po co się ograniczać? 

Marzysz o tym, żeby być najlepszym? To bądź, to wcale nie jest takie trudne. Zaczynasz swoją pracę, znasz cel i do
niego dążysz - cel osiągnięty, koniec pracy. Wiem, że łatwo się mówi, a jeszcze łatwiej motywuje nie znając wszystkich szczegółów. Ale każdy tkwi w tym samym, każdy chce coś osiągnąć. Uważam, że najważniejsze to nie poddawać się, nawet jeśli zdarzają się po drodze jakieś porażki, małe przeszkody. Po burzy zawsze wychodzi słońce, trzeba iść dalej, zrobić wszystko byle tylko nie zatrzymać się w miejscu, nie zostać w jednym martwym punkcie.
Zapewne znasz to uczucie, kiedy coś w końcu się udaje, kiedyś osiągnąłeś jakiś mały sukces. To bardzo mobilizuje, chce się pracować, ciągnąć to wszystko dalej. Więc zaczynając pracę pomyśl o tych wszystkich momentach. Jak wiele razy już coś ci się w życiu udało, zauważ, że wcale nie jesteś najgorszy, że nie jest tak źle. Pracuj dla tych lepszych chwil, one pomogą ci dojść do celu.
Musisz tylko wiedzieć jedno - tak naprawdę jesteś w tym wszystkim zupełnie sam. Możesz mieć multum przyjaciół, wspierających rodziców, wyrozumiałego szefa, to nieistotne. Żeby stać się kimś, żeby coś osiągnąć, musisz walczyć przeważnie sam ze sobą. Jeśli chcesz zdać egzamin to musisz przełamać w sobie jakąś blokadę i znaleźć motywację, to nic trudnego, uwierz mi. Bierzesz książkę i każdego dnia do niej siadasz. Choćby już na samą myśl było ci niedobrze, choćby wykładowca śnił się po nocach, a sam egzamin był największym koszmarem. Siadasz i ciśniesz, rozumiesz?
No bo na co to wszystko było, jeśli teraz się poddasz?

czwartek, 8 grudnia 2016

Każdy jest dla kogoś ważny


Na pewno masz taką osobę, z którą możesz wszystko, i dla której wszystko jesteś w stanie poświęcić. Masz kogoś, kto przesłania ci cały świat. Ufasz tej osobie, wierzysz jej, jesteś w stanie ręczyć za nią całym sobą. Może to być przyjaciel, mama, rodzeństwo, twoja druga połówka. Ktokolwiek, kto kocha cię za to jakim jesteś, kto wybacza nawet najgorsze kłamstwa, kto rozumie, szanuje i zawsze wyciągnie w twoją stronę pomocną dłoń. Na pewno masz taką osobę, jedyną w swoim rodzaju. To taki twój człowiek, prywatny spowiednik, dobry słuchacz, świetny doradca i wspaniały pocieszacz. To ktoś od serca.
Jeśli jesteś z kimś, z mężczyzną/kobietą i na każdym kroku słyszysz szczere "kocham", to nie oznacza, że właśnie tak jest. Miłość łatwo rozpoznać po czynach, po tym jak druga osoba cię traktuje, w jaki sposób się do ciebie wyraża. Kiedy jesteś chory i ten drugi człowiek dba o ciebie, robi herbatę z cytryną, miodem i sokiem malinowym, przynosi chusteczki, przykrywa kocykiem, to jest to miłość troskliwa i opiekuńcza. Kiedy potrzebujesz się wyżalić, wygadać, to ten ktoś jest obok i pozwala ci się wypłakać na swoim ramieniu, wysłuchuje cię tyle, ile potrzeba, doradza w miarę swoich możliwości, jest dla ciebie, to jest to miłość przyjacielska. Jeśli twoja druga połówka jest gotowa oddać za ciebie życie, bo często to powtarza, chwyta cię mocniej za rękę, kiedy spacerujecie po mieście ciemną nocą, przytula bardziej, gdy wie, że się boisz, to jest to miłość bezpieczna. Istnieje wiele
takich miłostek, można by wymieniać w nieskończoność, ale wiedz, że jeśli trafiłeś na człowieka, który obdarza cię każdym z takich uczuć, to znalazłeś prawdziwy skarb. Masz kogoś, dla kogo jesteś bardzo ważny. Nie wątp w to.
Kiedy ktoś zada ci pytanie "czy jesteś dla kogoś ważny" odpowiedź musi być natychmiastowa. Nie masz nad czym się zastanawiać. Wiesz dlaczego? Bo to się czuje. Wiesz, że komuś na tobie zależy, że siedzisz mu w głowie, przesłaniasz cały świat. Tego nie da się osądzić po czyichś słowach czy obietnicach. Musisz zwrócić uwagę na czyny tego człowieka, na to, jak cię traktuje, w jaki sposób się do ciebie zwraca, czy mocno ściska cię na przywitanie. Czy pożegnanie zawsze jest czymś nieprzyjemnym, nawet jeśli rozstajecie się na zwykłe dwadzieścia cztery godziny, czy chwyta twoją dłoń tak po prostu, bo tego potrzebuje czy tylko wtedy, gdy tak wypada. Z czasem pojawi się taka pewność, całkowita świadomość tego, co się dzieje i wzajemność uczuć względem tej osoby. Wtedy będziesz wiedział, wszystko zrozumiesz.
Jest na świecie jedna osoba, dla której zawsze każdy z nas bez względu na wszystko będzie bardzo ważny. Osoba, która od początku jest z nami, pomaga nam, wspiera. Ktoś, kto nie pozwala nam się poddać, a nawet jeśli, to jest razem z nami w tym upadku, nawet na samym dnie i jeszcze niżej. Każdy z nas ma takiego człowieka. Czasami bliżej, czasami trochę dalej. Zawsze możesz zadzwonić, przyjechać, poprosić, porozmawiać, nie krępować się. To jakby przyjaźń, ale w zupełnie innym wymiarze. Miłość, ale nie taka damsko-męska. Ciężko zdefiniować to uczucie, ale każdy z nas ma je gdzieś głęboko w sercu, niezapomniane, niezakurzone, zawsze najważniejsze. Pewnie już nieraz słyszałeś, że matka jest tylko jedna. To prawda. Nikt nigdy jej nie zastąpi, dla niej zawsze będziesz kimś ważnym, kimś najlepszym.
Nie ma ludzi niechcianych, niekochanych, obojętnych. To tylko ludzie zagubieni i zabłąkani, ludzie, którzy zapomnieli, że mogą być dla kogoś ważni.
Nie zapominajcie o tym, nie możecie. Świadomość, że coś dla kogoś znaczymy jest potrzebna. Taka świadomość czyni cuda, unosi w górę, wypełnia niepewność. 

piątek, 23 września 2016

Czas zająć się życiem.

Zastanów się od jakiego to już czasu stoisz w miejscu. Nie dosłownie. Po prostu żyjesz mechanicznie, kroczysz utartymi wcześniej ścieżkami, robisz przeważnie to samo z tymi samymi ludźmi, jesz i pijesz od lat niezmienione produkty, bo tak wygodniej. Wstajesz o tej samej godzinie, idziesz do pracy, wracasz, siadasz przed komputerem albo telewizorem, pozwalasz, aby czas upłynął w takim tempie aż do wieczora, kiedy to weźmiesz prysznic i pójdziesz spać. Kolejny dzień z głowy, możesz sobie odhaczyć.
Jak często używasz końcówki "bym"?
• pojechałbym
• zjadłbym
• zobaczyłbym
• napisałbym
Zbyt często, mam rację?
Ludzie zamykają się w swoich domach, w czterech ścianach i marzą - o lepszym życiu, o przystojniejszym mężczyźnie, o bardziej pewnej siebie kobiecie, o dobrze płatnej pracy, o wycieczce do ciepłych krajów, o większym mieszkaniu, o smacznej kolacji w drogiej restauracji. Ludzie zazdroszczą, wiesz dlaczego? Bo mogą i lubią. Siadają na kanapie i głośno komentują życie innych, takich samych jak oni ludzi. Ludzi, którzy mają pieniądze, bo coś osiągnęli. Ludzi, których stać na więcej, bo zamiast narzekać, ciężko pracowali. O wiele łatwiej jest stać z boku i patrzeć na świat, niż uczestniczyć w nim i doświadczać wszystkiego samemu. Człowiek jako bierny widz nie sparzy się, nic mu nie grozi. Wielu z nas wybiera właśnie tę opcję, bo tak jest bezpieczniej, bardziej komfortowo. Ale zapominamy, że wybierając wygodę, tracimy lepsze życie, o którym gdzieś w głębi duszy marzymy.
Dlaczego nie realizujemy swoich marzeń? Być może zapominamy, że nic nie dzieje się samo i nic tak po prostu do nas nie przyjdzie. Nie powinniśmy ciągle liczyć na cud, na zrządzenie losu, na dobry dzień, na szczęście. Naszym zadaniem jest realizować swoje cele. Każdy jakiś ma. Każdy kiedykolwiek coś sobie postanowił i choć minęło od tego czasu choćby dziesięć lat, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten plan zrealizować.
Co cię powstrzymuje od bycia tym, kim chciałbyś być?
Partner, który chce mieć cię przy sobie. Rodzice, którzy nie pozwalają rozwinąć skrzydeł. Klatka, którą masz w głowie i boisz się z niej wyjść. Jest coś na pewno. Nikt tak bez powodu nie rujnuje sobie życia, tkwiąc w szarej codzienności.
Co stoi na przeszkodzie, żeby się wyprowadzić i żyć innym życiem?
Ceny mieszkań w mieście - znajdź pracę, dzięki której będzie cię stać. Praca - zmień na inną. Ludzie - nie słuchaj ich, z reguły pieprzą głupoty.
Co nie pozwala ci żyć tak, jak chcesz? Co cię ogranicza?
Zbyt często myślisz sobie "ja nie dam rady" - a kto ma dać? Jesteś taki sam, jak wszyscy. Możesz osiągnąć wszystko, ale z jakiegoś powodu za wszelką cenę tkwisz w tym samym miejscu.
Wystarczy jeden krok, maleńki kroczek do przodu. Zacznij poszukiwania nowej pracy, sprawdź oferty mieszkań, zdobądź się na szczerość, spróbuj choć raz odmówić. Zrób coś. Wszystko zaczyna się od jakiegoś etapu, od pierwszego postanowienia, które wystąpi w twojej głowie. Tam będzie początek.
Nie tkwij, nie stój, nie użalaj się.
Naprawdę możesz wiele.
Tylko w to uwierz.
Kiedyś przeczytałam, że wszystko zaczyna się od głowy. Potwierdzam.
Prawdopodobnie tam jest nasyfione. Być może przez innych albo przez nas samych. Mimo wszystko, czas wziąć się za odkurzanie i generalne porządki. Kiedy, jeśli nie teraz?
Bardzo wiele zależy od naszej podświadomości, od tego, o czym myślimy, co sobie wyobrażamy, co byśmy chcieli.
Wiesz, że jeśli myślisz, że się nie uda, to się nie uda? Banał, co? Ale właśnie tak to działa. Musisz uwierzyć.
Jeśli czegoś bardzo pragniesz, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś nie mógł tego zrobić. Jedynie ty sam możesz sobie zaszkodzić. Ogranicza cię to, co dzieje się w twojej głowie. Wystarczy się otworzyć, spojrzeć odrobinę szerzej, rozjaśnić umysł.
Uśmiechnij się pewnego dnia rano i nastaw się psychicznie, że ten dzień będzie pozytywny.
Kładąc się spać, uświadomisz sobie, że tak właśnie było.
Nie masz pojęcia ile granic stawiasz sobie sam. Masz w głowie bariery nie do pokonania, bo coś nakłoniło cię do tego, żebyś je postawił.
Wątpliwości? To twoje dzieło.
Nikt nie ma wpływu na to, co dzieje się w tobie samym, tylko ty. Dlaczego by więc nie spróbować żyć po swojemu, według własnych zamiarów i marzeń?
Przestań tworzyć coraz to nowe ograniczenia. Połowa z tych rzeczy na pewno nigdy się nie wydarzy, a ty postawiłeś sobie za zadanie roztrząsać "co by było, gdyby".
Pytanie tylko po co.

czwartek, 28 lipca 2016

Czy wszystko da się zacząć od nowa?

Czasami zdarza nam się zagalopować. Mkniemy gdzieś przed siebie, żyjemy chwilą, niczym się nie przejmujemy, mamy jakiś cel i do niego uparcie dążymy, zmiatając po drodze wszystko, co uważamy za niepotrzebne. I kiedy już docieramy na miejsce, okazuje się, że to jednak nie było to o co nam chodziło, że prawdopodobnie gdzieś się pogubiliśmy, być może skręciliśmy w złą stronę albo obraliśmy nieodpowiedni cel, w efekcie załamujemy się i tracimy całą motywację. Coś, co miało dla nas znaczenie, teraz je straciło. Zaczyna brakować sensu, a my zadajemy sobie kilka podstawowych pytań: dlaczego, jak, czy można cofnąć czas? Próbujemy wierzyć w niemożliwe, czekamy nawet na cud, na jakąś dobrą radę albo na kopa w tyłek, który pomoże nam znów stanąć na nogi. Coś runęło i pociągnęło nas ze sobą, a my mali naiwni ludzie leżymy, mając u boku resztki motywacji, która właśnie umiera nam na rękach i jedyne, co potrafimy robić, to użalać się nad sobą. Zamiast tego powinniśmy zapytać siebie - co mogę zrobić, by zacząć wszystko od początku? Czy mogę wyciągnąć czystą kartkę i pisać swoje życie na nowo? Czy jeśli raz utraciło się coś ważnego, to pojawi się kiedykolwiek w życiu możliwość odzyskania zmarnowanej szansy?
Czasami za bardzo lubimy zatapiać się w bólu i beznadziejności. Zazwyczaj wtedy nie liczymy na nic, na żadną pomoc, na człowieka. Moglibyśmy tak tkwić do momentu, aż nie zorientowalibyśmy się, co tak naprawdę wyprawiamy ze swoim życiem. Zwrócilibyśmy na nie uwagę w chwili, w której doszczętnie byłoby ono zmarnowane.
Zawsze jest czas, aby wyciągnąć kartkę papieru i zacząć pisać na nowo. Nikt ani nic nie wiąże nas do tego stopnia, żebyśmy nie mogli wrócić na linię startu.
Coś ci nie wyszło? Trudno. Idź dalej.
Gdyby nie porażki ludziom wydawałoby się, że mogą
wszystko i we wszystkim są doskonali.
Zazwyczaj kiedy coś nie wychodzi, mamy ochotę rzucić wszystko i zacząć coś innego, łatwiejszego, coś, do czego według nas się nadajemy. I ani przez myśl nam nie przejdzie, że może warto spróbować tego samego od początku. Że może włożyliśmy w to za mało starań, za mało siebie, za mało wiary.
Zbyt szybko się poddajemy, nie doceniamy siebie, nie wierzymy, że może nam się udać, że wcale nie jesteśmy tacy beznadziejni.
Tracimy kogoś, ważną dla nas osobę i myślimy, że to już koniec, czas się załamać, bo nigdy już kogoś takiego nie poznamy, bo straciliśmy człowieka, który był wszystkim. Po jakimś czasie zaczynamy grać w samosąd. Stawiamy się w najgorszym świetle, obwiniamy wyłącznie siebie. Pogrążamy się coraz bardziej.
Błąd.
Pierwsze co powinniśmy zrobić, to zastanowić się, gdzie pojawiła się jakaś usterka i czym ona była spowodowana. Bardzo często jest tak, że oskarżamy nie tę osobę, że stracony człowiek miał anielską duszę i tylko dobre uczynki, a my graliśmy rolę szatana. Robimy tak, żeby poczuć się jeszcze gorzej i pozostać w swojej beznadziejności trochę dłużej. Ale wystarczy odrobina obiektywizmu. Zadajmy sobie kilka podstawowych pytań.
Czy zawsze to ja byłam/em tym najgorszym?
Czy z mojej winy następowała każda kłótnia?
Czy druga osoba była lepsza, świętsza?
Musimy postawić się przed faktem dokonanym i umieć powiedzieć sobie, że to niekonieczne był nasz błąd.
Czasami bierzemy na siebie całą winę, tylko po to, żeby druga osoba mogła czuć się dobrze, a my zbywamy to krótkim "ja sobie jakoś poradzę". A później lądujemy na kozetce psychiatrycznej zastanawiając się, co poszło nie tak.
Kiedy już uświadomimy sobie, że nie jesteśmy tacy źli jak nam się wydawało, wyciągamy kartkę i zaczynamy pisać życie na nowo. Punkt po punkcie. Wszystko, co chcemy, co zamierzamy, czego nie mamy, co zrobimy, z kim porozmawiamy. Każdy szczegół.
To nie jest tak, że druga osoba blokuje nam przestrzeń i nie pozwala żyć po swojemu. Masz tylko jedno życie. Nie czekaj. Wyciągnij kartkę i pisz. Jeśli trafiłaś na odpowiedniego człowieka, zapiszę on historię na tej kartce razem z tobą. Jeśli nie, trudno, dlaczego miałabyś się hamować i rezygnować ze swoich marzeń?
Wszystko można zacząć od nowa. Wystarczy chcieć.
Nie pozwól, żeby ktoś lub coś utrudniało ci życie, żeby było powodem twojego załamania i utraty wiary w siebie.
Kobiety bardzo często zrównują siebie z ziemią i stawiają w najgorszym świetle, ryczą po nocach i nie doceniają siebie. Mężczyźni idą w świat dalej, popijając piwo i poznając nowych ludzi.
Co jest z nami kobietami nie tak? Co powoduje, że nie potrafimy zaczynać od nowa?
Powiem ci w sekrecie - po prostu za mało uwagi poświęcamy sobie i nie wierzymy, że możemy więcej.

czwartek, 5 maja 2016

Czy zatruwasz teraźniejszość goryczą, żałując rzeczy, które już się wydarzyły, i nie masz na nie wpływu?

Bardzo często ludzie żyją przeszłością. Tkwią w niej zupełnie niepotrzebnie. Przypominają sobie o niej na każdym kroku, a chwilę później zastanawiają się, dlaczego coś nie wyszło.
Moi Drodzy, życie jest tu i teraz. Nie jutro, nie za kilka lat, nie parę miesięcy temu. Teraz. Z tymi ludźmi obok siebie, w tym domu i z tym niebem nad głową.
Jeśli coś nie wyszło, upadnij. Masz do tego prawo. Poleż chwilę (byle nie za długo) i popatrz na wszystko z tamtej perspektywy. Zastanów się, co mogłeś zrobić, żeby uniknąć porażki oraz dlaczego, tego nie zrobiłeś. Jeśli znasz odpowiedzi na te pytania, wstań, otrzep ręce z kurzu i zasuwaj dalej do przodu. Wszystko już wiesz.
Najczęściej błąd popełniamy w chwili nie wyciągnięcia wniosków, nie zastanawiania się nad przyczyną przegranej.
Nie może być tak, że kiedy upadnę, to sobie poleżę i może akurat tą drogą będzie przechodziła jakaś dobra duszyczka, która poda mi rękę.
Nie.
To w Tobie jest siła i to od Ciebie zależy, ile w życiu osiągniesz i co z tego będziesz miał.
Ale to nie wszystko. Największy ludzki błąd, nawyk, którego nie potrafimy się wyzbyć to powracanie do przeszłości, a co gorsze - życie przeszłością. To właśnie nas gubi.



Jak często, gdy kładziesz się spać, wracasz myślami do tego, co wydarzyło się kiedyś? Jak często odtwarzasz w głowie jakieś rozmowy, sytuacje, miejsca? Jak często pragniesz wtedy cofnąć czas, żeby móc coś zmienić? Jak często uważasz, że zmiana przeszłości miałaby ogromny wpływ na obecne życie? Niech zgadnę - zbyt często.
Po pierwsze, musisz zaakceptować fakt, że nie istnieje coś takiego jak wehikuł czasu. Nigdy już nie wrócisz do dawnych rozmów, sytuacji, decyzji.
Co się stało, to się nie odstanie - znasz to?
Musisz sobie uświadomić, że pewien czas minął, a niektórzy ludzie odeszli. I Twoje zastanawianie się nad tym, co było pięć lat temu, nie zmieni ani Twojego ani czyjegoś życia, więc po co zaprzątać sobie tym głowę?
Było, minęło. Czas ruszyć do przodu.
Po drugie, wyrzucanie sobie błędów przeszłości nie wpływa korzystnie na Twoje obecne życie. Sama zauważ, denerwujesz się na myśl o słowach jakie wypowiedziałaś kilka tygodni temu i pewnie gdyby istniała amnezja wybiórcza, chętnie byś z niej skorzystała. Świetnie, ale nie istnieje, a Ty wciąż tutaj jesteś, a tamte słowa zostały wypowiedziane. Stało się.
Mówi się "trudno" i żyje się dalej.
Jeżeli jakieś czyny zostały zamazane przez czas, musimy uświadomić sobie, że nie mamy już na nie wpływu.
Wyobraź sobie tylko - jakiś rok temu pokłóciłaś się z koleżanką, później przeprosiłaś i wyciągnęłaś rękę na zgodę, ale to nic nie dało. Do dziś nie rozmawiacie, a Ty wyrzucasz sobie słowa wypowiedziane tamtego dnia. Pytanie tylko po co?
To, jak bardzo czegoś żałujemy, nie ma wpływu na nasze dalsze życie.
Tak naprawdę możemy mieć gdzieś dawne kłótnie i beznadziejne decyzje albo możemy rozkładać je na czynniki pierwsze każdej nocy. Efekt będzie taki sam.
Wyciąganie wniosków z popełnionych błędów jest jak najbardziej potrzebne, ale nie usprawiedliwiaj się w ten sposób podczas każdego rozmyślania,
bo nauka jaką wyciągamy z przeszłości jest jednorazowa i nie trzeba przerabiać tego materiału każdego dnia od początku.
Jeśli więc jakiekolwiek zachowanie z przeszłości wciąż zaprząta ci głowę, wyrzuć je jak najszybciej.
Zbyt często nie zdajemy sobie sprawy, że niszczymy teraźniejszość rzeczami, które są już daleko w tyle. Wciąż wracamy do pewnego miejsca, czasu, człowieka i gdybamy. Zastanawiamy się, czy gdybyśmy wtedy powiedzieli coś innego, gdybyśmy nie odwrócili się na pięcie, gdybyśmy przyjechali, czy byłoby inaczej. Czy obecne życie wyglądałoby lepiej?
Tak naprawdę nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie, a tak często je sobie zadajemy. Nie wrócisz w tamto miejsce i nie zmienisz swojej decyzji. Nie możesz.
Pozostaje ci tylko zaakceptować to, gdzie jesteś, z kim jesteś i jakie masz życie.
Pamiętaj, że zawsze mogło być gorzej. Nikt nie powiedział, że decyzje podjęte w przeszłości były nieodpowiednie. Być może postąpiliśmy słusznie.
Cokolwiek by się nie wydarzyło, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i nie ma jakiegokolwiek sensu po raz tysięczny pytać siebie "a co by było, gdyby..?".
Przeszłość jest nieosiągalna, nie mamy na nią wpływu, nie dotrzemy do niej.
Pogódź się z tym, co masz, bo może masz więcej, niż ci się wydaje.