środa, 3 października 2018

Czym jest życie bez sensu?

Pewnego dnia przyjdzie taki dzień, który wprowadzi chaos. Taki dzień, który spowoduje zamęt w głowie i niepewność, co do wszelkich poczynań. Sens tego dnia nie będzie uzależniony od jakiekolwiek zdarzenia. Po prostu pewnego dnia obudzisz się i nie będziesz czuć nic. Stracisz cel, do którego dążyłeś, chęć, która cię nie opuszczała, mobilizację i motywację do podejmowania dalszych działań. Któregoś dnia wstaniesz rano, zrobisz sobie herbatę i zaczniesz zastanawiać się, po co ci to wszystko było. Wiesz, to jest wyjątkowy dzień, bo on się już nigdy więcej nie powtórzy, ale uświadomi ci, że właśnie straciłeś wszystko. Po tym dniu już nic nie będzie takie samo.
Kiedy gubimy gdzieś siebie, to w rzeczywistości cząstka naszej duszy oderwała się od całości i nie wróciła. I prawdopodobnie już nigdy nie powróci. W pędzie życia zgubiliśmy gdzieś siebie, swoje wartości i to co naprawdę dla nas ważne. Przestajemy wierzyć, że cokolwiek może się udać, a jedna porażka wcale nie mobilizuje nas do większego działania i naprawienia błędów, lecz ciągnie nas w dół.
Pewnego dnia znajdujemy się na dnie wewnętrznego siebie i dociera do nas, że z tego dna nie ma wyjścia. Ktoś zabrał drabinę, która miała być naszym wyjściem, a wszystkie koła ratunkowe zniknęły. Nie mamy już nic, choć jakiś czas temu mieliśmy wszystko.
Nie wiemy jeszcze, że najgorsze dopiero przed nami, bo którejś nocy nadejdzie taka chwila, kiedy położymy się do łóżka, zgasimy światło i umrzemy, wewnętrznie, utraciwszy poczucie własnej wartości. Tę noc przeznaczymy na rozmyślanie o tym co mogło się udać, gdybyśmy tylko bardziej się przyłożyli, gdybyśmy tylko mocniej chcieli. Po tej nocy nasze życie nie będzie takie samo, poranek stanie się szary, a herbata zasmakuje inaczej, prawie że wcale.
To nie jest depresja ani brak motywacji, a nawet jesienna chandra. To brak siebie w sobie.
Nadal nie rozumiesz o czym mówię, to zacznijmy jeszcze raz. Budzisz się z niechęcią do wszystkiego, do nadchodzącego dnia, godzin spędzonych w pracy, ludzi, których spotkasz, telefonów, które będziesz musiał wykonać, miejsc, w które się udasz. Poranne czynności nie mają już żadnego znaczenia, po pewnym czasie zaczynasz robić je machinalnie - ścielisz łóżko, wstawiasz wodę na herbatę, czeszesz włosy, zalewasz herbatę w kubku, który kiedyś był ulubiony, ubierasz się, pijesz herbatę, jesz kanapkę i wychodzisz. Kiedy uświadomisz sobie, że jesteś o kilka minut spóźniony, machasz ręką, nie ten tramwaj to inny, nie ta praca to następna. Siadasz za biurkiem i zaczynasz odliczanie ośmiu monotonnych godzin, a później wychodzisz. Gotujesz obiad, oglądasz jakiś durny program w telewizji albo kolejny serial, który na jakąś godzinę pozwoli ci zapomnieć o swoim świecie. Mija dzień za dniem, każdy taki sam. Kiedy coś ci nie wychodzi, olewasz to, już masz to gdzieś. Nie masz pojęcia, że ta obojętność każdego dnia powoli wewnętrznie cię zabija, zabiera kawałek ciebie i już nigdy go nie zwraca.
Powiedz mi, znasz ten stan, kompletnego odosobnienia od siebie? Jak z tego wyjść, co z tym zrobić? Jak to możliwe, że człowiek może przestać żyć i nie czuć kompletnie nic?
I przychodzi też taki stan, kiedy jedynym przejawem istnienia stają się łzy. Mimowolne, ciche, bezpodstawne. Moczą policzki i rękaw bluzy. To są łzy bezsilności, braku siebie. Łzy, których nie jesteś w stanie niczym usprawiedliwić, nie umiesz się z nich wytłumaczyć. To zdarza się często i w końcu rozumiesz, że stały się one jedyną oznaką (jakiekolwiek ono jest, ale jednak) życia.
Tak naprawdę nigdy tego nie pokonasz, nie wygrasz z tym, po prostu nie jesteś w stanie. W końcu się z tym pogodzisz, tylko powiedz mi, spodziewałbyś się kilka lat temu? Co dawny ty powiedziałby na ten temat? Przejął się i zmotywował, zaczął walczyć i bić się z samym sobą. Pewnie tak i pewnie byłoby to lepsze, niż rozłożone ręce w poczuciu bezradności i przyjęcie życiowej porażki jaką obdarował nas los.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz