czwartek, 8 grudnia 2016

Każdy jest dla kogoś ważny


Na pewno masz taką osobę, z którą możesz wszystko, i dla której wszystko jesteś w stanie poświęcić. Masz kogoś, kto przesłania ci cały świat. Ufasz tej osobie, wierzysz jej, jesteś w stanie ręczyć za nią całym sobą. Może to być przyjaciel, mama, rodzeństwo, twoja druga połówka. Ktokolwiek, kto kocha cię za to jakim jesteś, kto wybacza nawet najgorsze kłamstwa, kto rozumie, szanuje i zawsze wyciągnie w twoją stronę pomocną dłoń. Na pewno masz taką osobę, jedyną w swoim rodzaju. To taki twój człowiek, prywatny spowiednik, dobry słuchacz, świetny doradca i wspaniały pocieszacz. To ktoś od serca.
Jeśli jesteś z kimś, z mężczyzną/kobietą i na każdym kroku słyszysz szczere "kocham", to nie oznacza, że właśnie tak jest. Miłość łatwo rozpoznać po czynach, po tym jak druga osoba cię traktuje, w jaki sposób się do ciebie wyraża. Kiedy jesteś chory i ten drugi człowiek dba o ciebie, robi herbatę z cytryną, miodem i sokiem malinowym, przynosi chusteczki, przykrywa kocykiem, to jest to miłość troskliwa i opiekuńcza. Kiedy potrzebujesz się wyżalić, wygadać, to ten ktoś jest obok i pozwala ci się wypłakać na swoim ramieniu, wysłuchuje cię tyle, ile potrzeba, doradza w miarę swoich możliwości, jest dla ciebie, to jest to miłość przyjacielska. Jeśli twoja druga połówka jest gotowa oddać za ciebie życie, bo często to powtarza, chwyta cię mocniej za rękę, kiedy spacerujecie po mieście ciemną nocą, przytula bardziej, gdy wie, że się boisz, to jest to miłość bezpieczna. Istnieje wiele
takich miłostek, można by wymieniać w nieskończoność, ale wiedz, że jeśli trafiłeś na człowieka, który obdarza cię każdym z takich uczuć, to znalazłeś prawdziwy skarb. Masz kogoś, dla kogo jesteś bardzo ważny. Nie wątp w to.
Kiedy ktoś zada ci pytanie "czy jesteś dla kogoś ważny" odpowiedź musi być natychmiastowa. Nie masz nad czym się zastanawiać. Wiesz dlaczego? Bo to się czuje. Wiesz, że komuś na tobie zależy, że siedzisz mu w głowie, przesłaniasz cały świat. Tego nie da się osądzić po czyichś słowach czy obietnicach. Musisz zwrócić uwagę na czyny tego człowieka, na to, jak cię traktuje, w jaki sposób się do ciebie zwraca, czy mocno ściska cię na przywitanie. Czy pożegnanie zawsze jest czymś nieprzyjemnym, nawet jeśli rozstajecie się na zwykłe dwadzieścia cztery godziny, czy chwyta twoją dłoń tak po prostu, bo tego potrzebuje czy tylko wtedy, gdy tak wypada. Z czasem pojawi się taka pewność, całkowita świadomość tego, co się dzieje i wzajemność uczuć względem tej osoby. Wtedy będziesz wiedział, wszystko zrozumiesz.
Jest na świecie jedna osoba, dla której zawsze każdy z nas bez względu na wszystko będzie bardzo ważny. Osoba, która od początku jest z nami, pomaga nam, wspiera. Ktoś, kto nie pozwala nam się poddać, a nawet jeśli, to jest razem z nami w tym upadku, nawet na samym dnie i jeszcze niżej. Każdy z nas ma takiego człowieka. Czasami bliżej, czasami trochę dalej. Zawsze możesz zadzwonić, przyjechać, poprosić, porozmawiać, nie krępować się. To jakby przyjaźń, ale w zupełnie innym wymiarze. Miłość, ale nie taka damsko-męska. Ciężko zdefiniować to uczucie, ale każdy z nas ma je gdzieś głęboko w sercu, niezapomniane, niezakurzone, zawsze najważniejsze. Pewnie już nieraz słyszałeś, że matka jest tylko jedna. To prawda. Nikt nigdy jej nie zastąpi, dla niej zawsze będziesz kimś ważnym, kimś najlepszym.
Nie ma ludzi niechcianych, niekochanych, obojętnych. To tylko ludzie zagubieni i zabłąkani, ludzie, którzy zapomnieli, że mogą być dla kogoś ważni.
Nie zapominajcie o tym, nie możecie. Świadomość, że coś dla kogoś znaczymy jest potrzebna. Taka świadomość czyni cuda, unosi w górę, wypełnia niepewność. 

piątek, 23 września 2016

Czas zająć się życiem.

Zastanów się od jakiego to już czasu stoisz w miejscu. Nie dosłownie. Po prostu żyjesz mechanicznie, kroczysz utartymi wcześniej ścieżkami, robisz przeważnie to samo z tymi samymi ludźmi, jesz i pijesz od lat niezmienione produkty, bo tak wygodniej. Wstajesz o tej samej godzinie, idziesz do pracy, wracasz, siadasz przed komputerem albo telewizorem, pozwalasz, aby czas upłynął w takim tempie aż do wieczora, kiedy to weźmiesz prysznic i pójdziesz spać. Kolejny dzień z głowy, możesz sobie odhaczyć.
Jak często używasz końcówki "bym"?
• pojechałbym
• zjadłbym
• zobaczyłbym
• napisałbym
Zbyt często, mam rację?
Ludzie zamykają się w swoich domach, w czterech ścianach i marzą - o lepszym życiu, o przystojniejszym mężczyźnie, o bardziej pewnej siebie kobiecie, o dobrze płatnej pracy, o wycieczce do ciepłych krajów, o większym mieszkaniu, o smacznej kolacji w drogiej restauracji. Ludzie zazdroszczą, wiesz dlaczego? Bo mogą i lubią. Siadają na kanapie i głośno komentują życie innych, takich samych jak oni ludzi. Ludzi, którzy mają pieniądze, bo coś osiągnęli. Ludzi, których stać na więcej, bo zamiast narzekać, ciężko pracowali. O wiele łatwiej jest stać z boku i patrzeć na świat, niż uczestniczyć w nim i doświadczać wszystkiego samemu. Człowiek jako bierny widz nie sparzy się, nic mu nie grozi. Wielu z nas wybiera właśnie tę opcję, bo tak jest bezpieczniej, bardziej komfortowo. Ale zapominamy, że wybierając wygodę, tracimy lepsze życie, o którym gdzieś w głębi duszy marzymy.
Dlaczego nie realizujemy swoich marzeń? Być może zapominamy, że nic nie dzieje się samo i nic tak po prostu do nas nie przyjdzie. Nie powinniśmy ciągle liczyć na cud, na zrządzenie losu, na dobry dzień, na szczęście. Naszym zadaniem jest realizować swoje cele. Każdy jakiś ma. Każdy kiedykolwiek coś sobie postanowił i choć minęło od tego czasu choćby dziesięć lat, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten plan zrealizować.
Co cię powstrzymuje od bycia tym, kim chciałbyś być?
Partner, który chce mieć cię przy sobie. Rodzice, którzy nie pozwalają rozwinąć skrzydeł. Klatka, którą masz w głowie i boisz się z niej wyjść. Jest coś na pewno. Nikt tak bez powodu nie rujnuje sobie życia, tkwiąc w szarej codzienności.
Co stoi na przeszkodzie, żeby się wyprowadzić i żyć innym życiem?
Ceny mieszkań w mieście - znajdź pracę, dzięki której będzie cię stać. Praca - zmień na inną. Ludzie - nie słuchaj ich, z reguły pieprzą głupoty.
Co nie pozwala ci żyć tak, jak chcesz? Co cię ogranicza?
Zbyt często myślisz sobie "ja nie dam rady" - a kto ma dać? Jesteś taki sam, jak wszyscy. Możesz osiągnąć wszystko, ale z jakiegoś powodu za wszelką cenę tkwisz w tym samym miejscu.
Wystarczy jeden krok, maleńki kroczek do przodu. Zacznij poszukiwania nowej pracy, sprawdź oferty mieszkań, zdobądź się na szczerość, spróbuj choć raz odmówić. Zrób coś. Wszystko zaczyna się od jakiegoś etapu, od pierwszego postanowienia, które wystąpi w twojej głowie. Tam będzie początek.
Nie tkwij, nie stój, nie użalaj się.
Naprawdę możesz wiele.
Tylko w to uwierz.
Kiedyś przeczytałam, że wszystko zaczyna się od głowy. Potwierdzam.
Prawdopodobnie tam jest nasyfione. Być może przez innych albo przez nas samych. Mimo wszystko, czas wziąć się za odkurzanie i generalne porządki. Kiedy, jeśli nie teraz?
Bardzo wiele zależy od naszej podświadomości, od tego, o czym myślimy, co sobie wyobrażamy, co byśmy chcieli.
Wiesz, że jeśli myślisz, że się nie uda, to się nie uda? Banał, co? Ale właśnie tak to działa. Musisz uwierzyć.
Jeśli czegoś bardzo pragniesz, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś nie mógł tego zrobić. Jedynie ty sam możesz sobie zaszkodzić. Ogranicza cię to, co dzieje się w twojej głowie. Wystarczy się otworzyć, spojrzeć odrobinę szerzej, rozjaśnić umysł.
Uśmiechnij się pewnego dnia rano i nastaw się psychicznie, że ten dzień będzie pozytywny.
Kładąc się spać, uświadomisz sobie, że tak właśnie było.
Nie masz pojęcia ile granic stawiasz sobie sam. Masz w głowie bariery nie do pokonania, bo coś nakłoniło cię do tego, żebyś je postawił.
Wątpliwości? To twoje dzieło.
Nikt nie ma wpływu na to, co dzieje się w tobie samym, tylko ty. Dlaczego by więc nie spróbować żyć po swojemu, według własnych zamiarów i marzeń?
Przestań tworzyć coraz to nowe ograniczenia. Połowa z tych rzeczy na pewno nigdy się nie wydarzy, a ty postawiłeś sobie za zadanie roztrząsać "co by było, gdyby".
Pytanie tylko po co.

czwartek, 28 lipca 2016

Czy wszystko da się zacząć od nowa?

Czasami zdarza nam się zagalopować. Mkniemy gdzieś przed siebie, żyjemy chwilą, niczym się nie przejmujemy, mamy jakiś cel i do niego uparcie dążymy, zmiatając po drodze wszystko, co uważamy za niepotrzebne. I kiedy już docieramy na miejsce, okazuje się, że to jednak nie było to o co nam chodziło, że prawdopodobnie gdzieś się pogubiliśmy, być może skręciliśmy w złą stronę albo obraliśmy nieodpowiedni cel, w efekcie załamujemy się i tracimy całą motywację. Coś, co miało dla nas znaczenie, teraz je straciło. Zaczyna brakować sensu, a my zadajemy sobie kilka podstawowych pytań: dlaczego, jak, czy można cofnąć czas? Próbujemy wierzyć w niemożliwe, czekamy nawet na cud, na jakąś dobrą radę albo na kopa w tyłek, który pomoże nam znów stanąć na nogi. Coś runęło i pociągnęło nas ze sobą, a my mali naiwni ludzie leżymy, mając u boku resztki motywacji, która właśnie umiera nam na rękach i jedyne, co potrafimy robić, to użalać się nad sobą. Zamiast tego powinniśmy zapytać siebie - co mogę zrobić, by zacząć wszystko od początku? Czy mogę wyciągnąć czystą kartkę i pisać swoje życie na nowo? Czy jeśli raz utraciło się coś ważnego, to pojawi się kiedykolwiek w życiu możliwość odzyskania zmarnowanej szansy?
Czasami za bardzo lubimy zatapiać się w bólu i beznadziejności. Zazwyczaj wtedy nie liczymy na nic, na żadną pomoc, na człowieka. Moglibyśmy tak tkwić do momentu, aż nie zorientowalibyśmy się, co tak naprawdę wyprawiamy ze swoim życiem. Zwrócilibyśmy na nie uwagę w chwili, w której doszczętnie byłoby ono zmarnowane.
Zawsze jest czas, aby wyciągnąć kartkę papieru i zacząć pisać na nowo. Nikt ani nic nie wiąże nas do tego stopnia, żebyśmy nie mogli wrócić na linię startu.
Coś ci nie wyszło? Trudno. Idź dalej.
Gdyby nie porażki ludziom wydawałoby się, że mogą
wszystko i we wszystkim są doskonali.
Zazwyczaj kiedy coś nie wychodzi, mamy ochotę rzucić wszystko i zacząć coś innego, łatwiejszego, coś, do czego według nas się nadajemy. I ani przez myśl nam nie przejdzie, że może warto spróbować tego samego od początku. Że może włożyliśmy w to za mało starań, za mało siebie, za mało wiary.
Zbyt szybko się poddajemy, nie doceniamy siebie, nie wierzymy, że może nam się udać, że wcale nie jesteśmy tacy beznadziejni.
Tracimy kogoś, ważną dla nas osobę i myślimy, że to już koniec, czas się załamać, bo nigdy już kogoś takiego nie poznamy, bo straciliśmy człowieka, który był wszystkim. Po jakimś czasie zaczynamy grać w samosąd. Stawiamy się w najgorszym świetle, obwiniamy wyłącznie siebie. Pogrążamy się coraz bardziej.
Błąd.
Pierwsze co powinniśmy zrobić, to zastanowić się, gdzie pojawiła się jakaś usterka i czym ona była spowodowana. Bardzo często jest tak, że oskarżamy nie tę osobę, że stracony człowiek miał anielską duszę i tylko dobre uczynki, a my graliśmy rolę szatana. Robimy tak, żeby poczuć się jeszcze gorzej i pozostać w swojej beznadziejności trochę dłużej. Ale wystarczy odrobina obiektywizmu. Zadajmy sobie kilka podstawowych pytań.
Czy zawsze to ja byłam/em tym najgorszym?
Czy z mojej winy następowała każda kłótnia?
Czy druga osoba była lepsza, świętsza?
Musimy postawić się przed faktem dokonanym i umieć powiedzieć sobie, że to niekonieczne był nasz błąd.
Czasami bierzemy na siebie całą winę, tylko po to, żeby druga osoba mogła czuć się dobrze, a my zbywamy to krótkim "ja sobie jakoś poradzę". A później lądujemy na kozetce psychiatrycznej zastanawiając się, co poszło nie tak.
Kiedy już uświadomimy sobie, że nie jesteśmy tacy źli jak nam się wydawało, wyciągamy kartkę i zaczynamy pisać życie na nowo. Punkt po punkcie. Wszystko, co chcemy, co zamierzamy, czego nie mamy, co zrobimy, z kim porozmawiamy. Każdy szczegół.
To nie jest tak, że druga osoba blokuje nam przestrzeń i nie pozwala żyć po swojemu. Masz tylko jedno życie. Nie czekaj. Wyciągnij kartkę i pisz. Jeśli trafiłaś na odpowiedniego człowieka, zapiszę on historię na tej kartce razem z tobą. Jeśli nie, trudno, dlaczego miałabyś się hamować i rezygnować ze swoich marzeń?
Wszystko można zacząć od nowa. Wystarczy chcieć.
Nie pozwól, żeby ktoś lub coś utrudniało ci życie, żeby było powodem twojego załamania i utraty wiary w siebie.
Kobiety bardzo często zrównują siebie z ziemią i stawiają w najgorszym świetle, ryczą po nocach i nie doceniają siebie. Mężczyźni idą w świat dalej, popijając piwo i poznając nowych ludzi.
Co jest z nami kobietami nie tak? Co powoduje, że nie potrafimy zaczynać od nowa?
Powiem ci w sekrecie - po prostu za mało uwagi poświęcamy sobie i nie wierzymy, że możemy więcej.

czwartek, 5 maja 2016

Czy zatruwasz teraźniejszość goryczą, żałując rzeczy, które już się wydarzyły, i nie masz na nie wpływu?

Bardzo często ludzie żyją przeszłością. Tkwią w niej zupełnie niepotrzebnie. Przypominają sobie o niej na każdym kroku, a chwilę później zastanawiają się, dlaczego coś nie wyszło.
Moi Drodzy, życie jest tu i teraz. Nie jutro, nie za kilka lat, nie parę miesięcy temu. Teraz. Z tymi ludźmi obok siebie, w tym domu i z tym niebem nad głową.
Jeśli coś nie wyszło, upadnij. Masz do tego prawo. Poleż chwilę (byle nie za długo) i popatrz na wszystko z tamtej perspektywy. Zastanów się, co mogłeś zrobić, żeby uniknąć porażki oraz dlaczego, tego nie zrobiłeś. Jeśli znasz odpowiedzi na te pytania, wstań, otrzep ręce z kurzu i zasuwaj dalej do przodu. Wszystko już wiesz.
Najczęściej błąd popełniamy w chwili nie wyciągnięcia wniosków, nie zastanawiania się nad przyczyną przegranej.
Nie może być tak, że kiedy upadnę, to sobie poleżę i może akurat tą drogą będzie przechodziła jakaś dobra duszyczka, która poda mi rękę.
Nie.
To w Tobie jest siła i to od Ciebie zależy, ile w życiu osiągniesz i co z tego będziesz miał.
Ale to nie wszystko. Największy ludzki błąd, nawyk, którego nie potrafimy się wyzbyć to powracanie do przeszłości, a co gorsze - życie przeszłością. To właśnie nas gubi.



Jak często, gdy kładziesz się spać, wracasz myślami do tego, co wydarzyło się kiedyś? Jak często odtwarzasz w głowie jakieś rozmowy, sytuacje, miejsca? Jak często pragniesz wtedy cofnąć czas, żeby móc coś zmienić? Jak często uważasz, że zmiana przeszłości miałaby ogromny wpływ na obecne życie? Niech zgadnę - zbyt często.
Po pierwsze, musisz zaakceptować fakt, że nie istnieje coś takiego jak wehikuł czasu. Nigdy już nie wrócisz do dawnych rozmów, sytuacji, decyzji.
Co się stało, to się nie odstanie - znasz to?
Musisz sobie uświadomić, że pewien czas minął, a niektórzy ludzie odeszli. I Twoje zastanawianie się nad tym, co było pięć lat temu, nie zmieni ani Twojego ani czyjegoś życia, więc po co zaprzątać sobie tym głowę?
Było, minęło. Czas ruszyć do przodu.
Po drugie, wyrzucanie sobie błędów przeszłości nie wpływa korzystnie na Twoje obecne życie. Sama zauważ, denerwujesz się na myśl o słowach jakie wypowiedziałaś kilka tygodni temu i pewnie gdyby istniała amnezja wybiórcza, chętnie byś z niej skorzystała. Świetnie, ale nie istnieje, a Ty wciąż tutaj jesteś, a tamte słowa zostały wypowiedziane. Stało się.
Mówi się "trudno" i żyje się dalej.
Jeżeli jakieś czyny zostały zamazane przez czas, musimy uświadomić sobie, że nie mamy już na nie wpływu.
Wyobraź sobie tylko - jakiś rok temu pokłóciłaś się z koleżanką, później przeprosiłaś i wyciągnęłaś rękę na zgodę, ale to nic nie dało. Do dziś nie rozmawiacie, a Ty wyrzucasz sobie słowa wypowiedziane tamtego dnia. Pytanie tylko po co?
To, jak bardzo czegoś żałujemy, nie ma wpływu na nasze dalsze życie.
Tak naprawdę możemy mieć gdzieś dawne kłótnie i beznadziejne decyzje albo możemy rozkładać je na czynniki pierwsze każdej nocy. Efekt będzie taki sam.
Wyciąganie wniosków z popełnionych błędów jest jak najbardziej potrzebne, ale nie usprawiedliwiaj się w ten sposób podczas każdego rozmyślania,
bo nauka jaką wyciągamy z przeszłości jest jednorazowa i nie trzeba przerabiać tego materiału każdego dnia od początku.
Jeśli więc jakiekolwiek zachowanie z przeszłości wciąż zaprząta ci głowę, wyrzuć je jak najszybciej.
Zbyt często nie zdajemy sobie sprawy, że niszczymy teraźniejszość rzeczami, które są już daleko w tyle. Wciąż wracamy do pewnego miejsca, czasu, człowieka i gdybamy. Zastanawiamy się, czy gdybyśmy wtedy powiedzieli coś innego, gdybyśmy nie odwrócili się na pięcie, gdybyśmy przyjechali, czy byłoby inaczej. Czy obecne życie wyglądałoby lepiej?
Tak naprawdę nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie, a tak często je sobie zadajemy. Nie wrócisz w tamto miejsce i nie zmienisz swojej decyzji. Nie możesz.
Pozostaje ci tylko zaakceptować to, gdzie jesteś, z kim jesteś i jakie masz życie.
Pamiętaj, że zawsze mogło być gorzej. Nikt nie powiedział, że decyzje podjęte w przeszłości były nieodpowiednie. Być może postąpiliśmy słusznie.
Cokolwiek by się nie wydarzyło, jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i nie ma jakiegokolwiek sensu po raz tysięczny pytać siebie "a co by było, gdyby..?".
Przeszłość jest nieosiągalna, nie mamy na nią wpływu, nie dotrzemy do niej.
Pogódź się z tym, co masz, bo może masz więcej, niż ci się wydaje.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Bez czego nie wyobrażasz sobie dnia?

Dość często słyszę stwierdzenie, że człowiek bardzo szybko się przyzwyczaja. Do miejsc, do sposobu życia, do ludzi. Czasami tkwimy w czymś od dłuższego czasu, bo jest nam wygodnie. Mijają dni, tygodnie, miesiące i lata, a my wciąż w tym samym miejscu wdychamy to zatrute powietrze, trzymając u boku kogoś, kto jest, bo od dłuższego czasu po prostu już był i nie ma sensu tego zmieniać. Nazywam to nudą, rutyną, brakiem perspektyw i wyzerowanym wyobrażeniem wizji przyszłości. Tacy ludzie giną, powoli umierają w swoich stuletnich domach odziedziczonych po dziadkach, z czterema kotami błąkającymi się w ogrodzie, od zarania dziejów tą samą pracą i z wciąż niezmiennymi fałszywymi ludźmi obok. Bo tak im wygodniej, łatwiej, prościej.
Znam też inną grupę ludzi, którzy cenią sobie każdy dzień, a jeszcze bardziej jego mniejsze fragmenty. Doceniają drobnostki, bez których życie straciłoby swój smak.
Myślę, że każdy powinien mieć coś takiego, znaleźć chociażby mały szczegół, bez którego otwarcie oczu rano mijałoby się z celem. Jeden powód. To zupełnie wystarczy, by móc inaczej spojrzeć na świat. Jedna konkretna przyczyna, dla której każdego dnia znowu jesteś na nogach i wciąż przesz do przodu. Coś, co cię popycha i bez czego nie wyobrażasz sobie dnia. Masz coś takiego?


Dla niektórych czymś, bez czego zwykły szary dzień nie byłby zwykłym szarym dniem może być poranna kawa z mlekiem i ulubiona książka tuż przed wyjściem z domu. Są tacy ludzie, których uszczęśliwi przeczytanie choćby fragmentu jakiejś lektury, jednego rozdziału, małego akapitu. Ktoś taki kocha książki i nie wychodzi z domu bez zabrania opowieści, w którą się zagłębia, ze sobą. A więc tak, można nie wyobrażać sobie dnia bez czytania. To największy pochłaniacz czasu, w dodatku strasznie uzależniający.
To nie są jakieś wygórowane zachcianki albo śmieszne nawyki. To coś, co każdy nosi zawsze ze sobą. Takie małe przyzwyczajenia, przyjemne drobnostki.
Niektórzy swój największy sens życia ulokowali w drugiej osobie. W kimś, kto jest dla nich najważniejszy i najistotniejszy. Posiadanie człowieka, któremu oddaliśmy w ręce siebie i swoje życie, nie może być niczym innym niż miłością. Tak, są ludzie, którzy nie wyobrażają sobie dnia bez swojej miłości, bez uczuć, bez tęsknoty, bez pragnień. Tak się dzieje tylko wtedy, gdy kochasz i gdy chcesz mieć tą osobę obok na zawsze, i chcesz ją widzieć każdego dnia rano z zaspanymi oczami i nieułożonymi włosami. Gdy
szybkie śniadanie ze zbyt gorzką kawą i przypalonymi tostami jest najlepsze na świecie, bo zrobione przez człowieka, którego kochamy. Całym serduchem. I kiedy ten ktoś nie wraca, martwimy się o niego i o siebie, bo jeśli najgorszy scenariusz miałby się spełnić, nasze życie już nigdy nie byłoby takie samo.
Pokochanie kogoś tak mocno, że staje się on sensem naszego życia i powodem, dla którego wstajemy rano, uświadamia nam, że tak naprawdę mamy już wszystko, bo mamy swój cel schowany gdzieś w tym drugim człowieku i każdy świt jest kolejną próbą zagwarantowanego udanego życia.
Miłość potrafi zdziałać wiele. Wystarczy powierzyć jej siebie.
Inna grupa osób nie wyobraża sobie dnia bez jakiejś aktywności sportowej. Może to być trening albo po prostu bieganie, karate, aerobik, pływanie. Coś, co pozwala wyrzucić z siebie złą energię i odświeżyć umysł. Nadaje dniu inny ton. Moment, w którym łapiemy oddech i przecieramy z czoła pot po zakończonym treningu jest równy słowom "dałaś/eś radę, nie pękaj następnym razem, po prostu uwierz w siebie". I zaczynamy to robić, zaczynamy wierzyć.
W życiu nie może być tak, że każdego dnia wstajemy i wszystko, co robimy jest machinalne i bez żadnego sensu, bez odczuwania przyjemności. Żyjemy nie dlatego, że musimy, tylko po to, by coś osiągnąć.
Każdy ma jakieś małe bądź większe przyzwyczajenie, którego brak potrafi zniszczyć cały dzień. Niech to będzie chociażby gazeta, która towarzyszy porannej kawie albo telefon od przyjaciółki każdego wieczoru po pracy. Brak takich pozornie niepotrzebnych rzeczy powoduje jakąś pustkę i zmienia całe nastawienie.
Być może każdego dnia przed południem kupujesz swoją ulubioną bagietkę od piekarza na rogu ulicy, lecz pewnego dnia ten oto piekarz zachorował i dziś jego piekarnia jest nieczynna. Cóż, pewnie zadowolisz się jakimś innym pieczywem z innej piekarni, ale to już nie będzie to samo. Zmienił się smak i sam fakt jedzenia, zabrakło żartów przy wydawaniu reszty i uśmiechu na do widzenia. Niby nic się nie zmieniło, ale jest jakoś inaczej.
Powiedz, masz coś takiego bez czego nie potrafisz żyć albo coś, co diametralnie zmienia życie?
Jeśli tak, zmień to. Nie podporządkowuj swojego życia pod jedną osobę, rzecz, miejsce. Nie przyzwyczajaj się do nieprzytomności. Odpuść. Nie na tym to polega.
Wystarczy, że masz coś, czego brak zmienia Twoje nastawienie na cały nadchodzący dzień. I to wystarczy. Przyzwyczajenie w małej dawce. Niewielka koleina na drodze dzisiejszego dnia. Tyle. Nic ponad to.
Każdy tak ma.
Usiądź i zastanów się dobrze - bez czego nie wyobrażasz sobie dnia?
Nie życia.
Dnia.

środa, 6 kwietnia 2016

Czym jest rutyna w Twoim życiu?



Zastanów się, jak często używasz słowa "znowu". Na pewno będzie to jakaś niepojęcie wielka cyfra. To oznacza tylko jedno - że wpadłeś w jakiś utarty schemat, z którego ciężko jest ci się wydostać, co gorsze, ty nawet nie próbujesz z tym nic zrobić.
Dobrze jest, jak jest. Po co to zmieniać?
Każdy ma swoją prywatną i zupełnie inną rutynę. Dla niektórych będzie to nudna praca, a dla innych jej brak. W efekcie wszystko sprowadza się do jednego - działanie według pewnych schematów.
Wstajesz rano i jak co dzień wykonujesz te same czynności. Łazienka, kawa, szafa, lusterko.
Praca. Albo siedzenie w domu.
Obiad.
Telewizja.
Kawa.
Internet.
Wanna.
Łóżko.
Gdzieniegdzie zadzwoni czasami telefon, mama wpadnie w odwiedziny albo zrobisz zakupy. Gdzieś wyjdziesz, przeczytasz książkę, kupisz sobie kwiat w doniczce.
Cokolwiek, byle zapełnić tę nudę, byle coś się zmieniło.
Musisz tylko wiedzieć, że kolejna sukienka w szafie, spowodowana odwiedzeniem sklepu w okresie wyprzedaży, nie powoduje oderwania się od codzienności.
Jednorazowy wyskok to żadna atrakcja.
Potrzebujesz oderwania od rutyny? Jest na to jedna rada - zacznij żyć.
Co sprawia, że twoje życie jest, jakie jest? Że traktujesz je jako nudne i bez znaczenia? Że jest jakaś monotonia, której nie możesz się pozbyć? Co jest powodem braku kreatywności, której tak bardzo potrzebujesz?
Założę się, że jest przynajmniej jedna rzecz, którą uwielbiasz robić, ale nie realizujesz jej, bo masz pracę, która idzie w zupełnie innym kierunku i która zabiera ci połowę cennego czasu. Weźmy za przykład pasję jaką jest rysowanie i dodajmy do tego przeciętnego studenta pedagogiki, który dorabia sobie w sklepie odzieżowym. I tak ciągnie to swoje życie przez cały okres trwania studiów. W międzyczasie gdzieś, coś, komuś narysuje, ale to bardzo rzadko, z ogromną chęcią i przyjemnością, ale bez wiary i przekonania. Bo to wciąż nie jest to, czego się pragnie. Bo jeśli raz zrobiło się coś mimochodem, nie powoduje to uczucia spełnienia.
Chcesz zamieszkać w innym mieście, znaleźć pracę i gotować obiad dla swojego faceta? Chcesz spędzić weekend w Grecji? Chcesz pójść na kurs francuskiego, tango albo zapisać się na jogę? Chcesz iść do kina i spędzić w nim cały dzień? Chcesz kupić sobie psa, a może kota? Chcesz napisać książkę? 
Zrób to.
Nie ma takiej rzeczy na świecie, która uniemożliwiałaby ci realizowanie swoich pragnień.
Może zamiast wstać rano, jak co dzień wypić herbatę i usiąść do książek (na samą myśl umierając z nudów), zabierz swój "naukowy zestaw" i zmień otoczenie. Możesz uczyć się w parku, gdzieś nad rzeczką, na tarasie, w ogrodzie, w bibliotece.
Wszystko zaczyna się od małych rzeczy.
Nie wierzysz? Spróbuj.
Z ogromną łatwością przychodzi nam narzekanie. Zbyt często po naprawdę dobrym zdaniu pojawia się "ale".
• Potrafię dobrze rysować, ale nikt nie chce tego oglądać.
• Świetnie radzę sobie z elektroniką, ale pewnie nie znajdę pracy w tym kierunku.
• Uwielbiam pisać, ale po co zaczynać cokolwiek, skoro nic z tego nie będzie.
• Chciałabym się wyprowadzić, ale mam mieszkać sama?
Nie zauważamy tego, ale sami komplikujemy sobie życie. Ono nie zostało nam zaprojektowane jak dom, cegiełka po cegiełce, nikt nie wystawia nam okien, nie zamyka przestrzeni, nie ogranicza. My to robimy. Tylko my jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie i to my wprowadzamy do niego rutynę.
Jak często na pytanie "co robisz?", odpowiadasz "nudzę się"? Niech zgadnę - zbyt często. Skoro się nudzisz, dlaczego nic z tym nie zrobisz? Idź pobiegaj, wyciągnij sąsiadkę na spacer, przeczytaj książkę, zrób zakupy. Rusz się.
Wszystko sprowadza się do narzekania i na narzekaniu się kończy.
Pragniemy zmian, czegoś innego, ale ciągle stoimy w miejscu. Najczęstszą wymówką jest brak czasu albo pieniędzy.
Błąd.
Brak chęci. To jest nasz problem.


czwartek, 11 lutego 2016

W jaki sposób oswoić tęsknotę i ból?



Tęsknisz za kimś? A może kogoś ci brak? Może ktoś kiedyś był i odszedł, nie tak dosłownie, nie z tego świata, odszedł jako człowiek, twój człowiek. Tęsknisz tak bardzo, że nie pozwala ci to normalnie funkcjonować, oddychać, żyć. Wszystko się diametralnie zmieniło, jest jakoś inaczej, pusto, a tylko o jednego człowieka ci mniej. Znasz to uczucie? Taką przerażającą dziurę w środku samego siebie? Jakby ktoś odchodząc, zabrał ze sobą kawałek twojego serca? Znasz to? Ból tęsknoty? Brak czegoś nieokreślonego? Czy wiesz, jak to jest nie czuć nic?
Tęsknisz za Nim. Każdego dnia na nowo. Budzisz się i to po prostu przypływa, jak fala. Pierwsza myśl - ON. Co robi, co zjadł na śniadanie, z kim dziś rozmawiał, co zobaczył, czy pomyślał o Tobie. Nie zadzwonisz ani nie napiszesz. Wiesz co właśnie zrobiłaś? Stchórzyłaś. Po raz kolejny. Włóczysz nogami do kuchni i robisz herbatę, nawet nie zauważasz, kiedy wyciągasz dwa kubki. Przyzwyczajenie. Tak dużo Jego wokół ciebie, choć namacalnie wciąż ci Go brak. Przeglądasz gazetę, niczego konkretnego nie szukasz, na nic nie liczysz. No może na to, że dziś jest ten dzień, kiedy przyjdzie i powie ci, że wszystko będzie po staremu. Każda najprostsza czynność jest wypełniona myślami o Nim. Nawet, gdy suszysz włosy albo zmywasz naczynia, gdy idziesz do sklepu albo jedziesz tramwajem, gdy myjesz zęby albo próbujesz się uczyć, gdy sprzątasz pokój albo jesz obiad. Zawsze masz Go gdzieś przy sobie. Ta tęsknota momentami cię przeraża. Tracisz sens, gdzieś po drodze zgubiłaś siebie, wykańczasz się. Ile myśli można obdarować jednemu człowiekowi, żeby kompletnie nie zwariować? Gdzie jest granica tęsknoty? Jak powiedzieć sobie "dość"? Czy możliwym jest odpuścić i zapomnieć?
Nie potrafisz przestać. Wciąż liczysz, że będzie jak kiedyś, że znów będzie cały twój.
Powiedz, ile jeszcze łez musisz wylać, żeby zrozumieć, że to już przeszłość? Że było, minęło?
Tęsknisz za przeszłością. Za tym, co kiedyś. Bywało lepiej, prawda? Chociaż inaczej i może czasami trochę nierozsądnie, bez namysłu, bez planu, bez żadnej presji.
Było łatwiej. Wakacje. Jakieś 5 lat wstecz. Inne życie, inna Ty, inni ludzie obok, zupełnie inny świat. Niby wciąż tak samo, ale jednak inaczej. Prościej. Tego Ci brakuje - spokoju, ciszy, braku nacisku i zegarka w głowie, który co jakiś czas dzwoni nad głową i krzyczy "musisz".
Pomyśl, co takiego się stało, że wszystko tak nagle się zmieniło? I nie mów, że dorosłaś, że nastały inne czasy, bo to, kim jesteś zależy tylko od Ciebie i ta świadomość siedzi tylko w Twojej głowie.
Tęsknisz za ludźmi, którzy odeszli, i których powrót jest już niemożliwy. No cóż, to już nie jest takie proste jak mogłoby się wydawać. Ktoś powie ci "zapomnij", ale ty tego nie zrobisz. Ktoś inny stwierdzi, że taka jest kolej rzeczy i może właśnie tak miało być. Jeszcze ktoś napomni, że wszystko jest po coś i nic nie dzieje się bez powodu. Pewnie każda z tych osób będzie miała po części rację, ale prawda jest taka, że nigdy nie zapomnisz i nie tak miało być, bo nikt nie zasługuje na śmierć i chociaż tak zbudowany jest ten świat, to zawsze jest jeszcze za wcześnie.

W jaki sposób oswoić tęsknotę?
Wystarczy zastanowić się dlaczego jest, jak jest i czy jeszcze można to zmienić. Akceptacja rzeczywistości często jest trudna do zrealizowania. Nie tak łatwo jest zrozumieć swój błąd, czyjeś przewinienie, przeszłość, życie. Ciężko jest nam pogodzić się z jakąś stratą. Ale wystarczy troszkę cofnąć się wstecz i zapytać samego siebie "dlaczego?". To bardzo inteligentne pytanie i sprawia nam ono wiele trudności. Na pytanie "dlaczego nie naprawisz swoich błędów sięgając delikatnie w przeszłość?", odpowiadamy "bo się boję". Boimy się, że będzie jeszcze gorzej, że się ośmieszymy, że nic nie wskóramy. Myślimy, że to bez sensu tak grzebać w tym co było, że tylko stracimy czas i energię.
Więc, jeśli tęsknię za dawną przyjaciółką, to nie ma sensu już do niej dzwonić?
Jeśli facet, którego kocham strasznie mnie zdenerwował i mając świadomość Jego upartości, mam pierwsza nie wyciągnąć ręki?
Jeśli mam w głowie obraz pięknego miejsca, w którym zawsze czułam się lepiej, to co stoi na przeszkodzie, żeby tam nie pojechać?
Pytanie nie powinno brzmieć "jak oswoić tęsknotę?", tylko "co nas ogranicza, żeby wyzbyć się jakiegoś braku?".




Jak poradzić sobie z bólem spowodowanym samotnością? Odwiecznym brakiem drugiej osoby obok? Pustką wewnątrz i dookoła? Jak przetrwać i żyć, widząc pełno szczęśliwych i szaleńczo zakochanych w sobie ludzi?
Mówimy "to nic" i machamy odruchowo ręką. Udajemy, że nas to nie rusza, nie tyczy. Ale wracamy do pustego mieszkania i już w progu uświadamiamy sobie, że nie ma nawet do kogo powiedzieć "dzień dobry". Z rozpaczy obdzwaniamy znajomych, rodziców, dziadków, żeby móc komuś się wyżalić, móc z kim pożartować.
Ta samotność siedzi gdzieś głęboko w nas, nie przyznajemy się do niej, nie mówimy o tym głośno. Jest dobrze tak, jak jest. Do czasu. Aż nie przyjdą Walentynki, nie miniemy na ławce w parku obściskującej się pary, nie przeczytamy listu miłosnego przyjaciółki, nie zaczniemy wspominać.
Samotność boli. A co gorsze, samotności boi się każdy z nas, bo każdego może ona dopaść.

Istnieje też ból spowodowany tęsknotą. Tęsknotą za ludźmi, za zranioną miłością, za przeszłością, za czymś nieodwracalnym. Taki ból rani najbardziej, najmocniej.
Więc jak go przezwyciężyć? Jak z nim żyć? Zwyczajnie zaakceptować? Ale jak pogodzić się z samotnością, z wiecznie nieudanym życiem, z depczącymi po piętach wspomnieniami? Jak zapomnieć o czymś, co pozostawiło na sercu ślad?
Zawsze będziemy za czymś tęsknić, do czegoś wracać, coś wspominać. Zawsze będzie nam czegoś brakowało, choć nie zawsze będziemy wiedzieli czym to jest. Jeszcze nieraz ukuje nas serce na dźwięk czyjegoś głosu, zapachu, dotyku, sposobu gestykulacji, uśmiechu, oczu. Jeszcze zatęsknimy za straconymi szansami i niewykorzystanymi okazjami.
To nie jest tak, ze można żyć i nie usychać z tęsknoty.
Każdy do czegoś wzdycha.
Każdemu czegoś brak.

czwartek, 7 stycznia 2016

Czy jest coś, czego nie potrafisz pokonać?



Cierpimy na nieograniczony brak pewności siebie. Co nie jest ani korzystne ani dobre. Bo jak robić coś dla siebie, dla innych, dla świata i nie wierzyć, że to może się udać? Jak walczyć z myślą o przegranej?
Dlaczego zawsze, kiedy zaczynasz, pierwszą myślą jaka pojawia się w twojej głowie jest "a co jeśli.."?
Jeśli się nie uda,
Jeśli polegnę.
Jeśli się ośmieszę.
Jeśli stracę tylko mój cenny czas.
Jeśli nikt mi nie pomoże.
Jeśli przegram.
No co wtedy?
Wstaniesz, otrzepiesz ręce i pójdziesz dalej. Chyba nie zamierzasz stać w miejscu, bo coś nie wyszło?
Zaufaj sobie. Swojej intuicji. Uwierz w siebie. Popraw koszulę, włosy i namaluj na twarzy uśmiech, wyprostuj plecy, pierś do przodu, pewność siebie w oczach i działaj. Bez oglądania się za siebie, na to co było, co już nieistotne i zupełnie niepotrzebne. Jesteś tylko ty i teraźniejszość.
Ludzie nie potrafią pokonać lęków ukrytych gdzieś głęboko w sobie, zamkniętych na dnie serca albo na szarym końcu psychiki, lęków niedostępnych dla innych, czasem nawet niewidocznych na pierwszy rzut oka.
Jednym z takich lęków może być brak zaufania. Głównie do ludzi, do drugiego człowieka. Wolimy działać sami, polegać tylko na sobie, bo jeśli coś pójdzie nie tak, będziemy mogli obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Boimy się zaufać, bo wiąże się to ze stratą, z ubytkiem jakiejś części siebie, oddania czegoś i nie uzyskania nic w zamian.
Najczęściej brakiem zaufania wyróżniają się ci, którzy zaufali i stracili, którzy dali coś od siebie i wyszli "na minusie", którzy pokochali i zostali z niczym, którzy ufność postawili na piedestale i przegrali, zostali oszukani. Tacy ludzie już nie potrafią zaufać, nie pozwolą potraktować siebie w ten sam sposób po raz kolejny. I to jest ten lęk, którego nie potrafimy pokonać - sparzyć się raz i nie próbować już nigdy po raz drugi.
Życie to pasmo błędów i niepowodzeń, i nie warto jest odpuszczać, bo coś nie wyszło, bo ktoś zawiódł i teraz każdy inny napotkany człowiek będzie taki sam. Bzdura. Troszkę więcej optymizmu poproszę.
Spróbujcie kiedyś tego, czego odmówiliście sobie tylko ze względu na przeszłość. To fakt, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale czym byłoby życie, gdybyśmy przeżyli je poprawnie i zgodnie z wszelkimi zasadami?
Nie potrafimy pokonać swoich uzależnień. Alkoholizm. Zaczyna się od jednego kieliszka na lepszy sen, a później już z górki. Do obiadu, na śniadanie, do płatków zamiast mleka, do kawy i herbaty, na lepszą rozmowę, na myślenie, na wyobraźnię, na przetrwanie, na sen. Nie potrafimy przestać, nie umiemy odmówić, dlatego brniemy w to dalej, do upadłego. Narkotyki, papierosy. Może i pomagają,
chwilowo i z marnymi efektami.
Nie potrafimy wygrać z przeszłością. Choćbyśmy się zapierali nogami i rękami, zamknęli drzwi na wszystkie kłódki, zasłonili uszy żeby nie słyszeć, ona i tak wróci. Przyjdzie i przypomni o wszystkim. Zbombarduje swoją historią. Jak często myślisz o tym, co było? Czy było lepiej, czy gorzej. Chyba jakoś inaczej, co nie? Na pewno było łatwiej. Byliśmy dziećmi i niczym nie musieliśmy się przejmować. Nic nas nie martwiło, nie zastanawiało. Kładliśmy się wieczorem do łóżka i zasypialiśmy, bo nie było takiej rzeczy, takiej osoby, która zaprzątałaby nam głowę. Może nie mieliśmy po prostu do czego wracać. Wspominać siebie będącego w wieku dwóch lat? Bezsens. Ale właśnie w tym szkopuł, że nie mieliśmy do czego wracać myślami. Być może teraz zamiast żyć tak, jak kiedyś, niepotrzebnie przypominamy sobie życie, jakie mieliśmy, a jakie minęło. I być może, gdyby nie błędy popełnione po drodze, teraz byłoby nam równie łatwo jak wtedy.
Więc jak wygrać z przeszłością? Po prostu zapomnieć i nie wracać? Nie da się. Ograniczyć nawracające myśli? Niemożliwe. Pogodzić się z nią? Ale jak?

To normalne, że zawsze będziemy tęsknić za czymś, co minęło. Za ludźmi, których poznaliśmy, z którymi żyliśmy, którzy wtedy byli dla nas wszystkim. Za miejscami, w których byliśmy, w których się wychowywaliśmy, w których poznaliśmy swoją pierwszą miłość. Za dawnym życiem, które miało inny wymiar.
Nie ma co z tym walczyć, nie uda się. Przeszłości i wspomnień, które ona niesie, nie pokonasz.
Próbowałeś pozbyć się kiedyś negatywnych emocji? Tych głęboko ukrytych, buzujących, tych, które nie pozwalają ci w nocy zasnąć, które zaprzątają głowę, utrudniają życie, kontakty międzyludzkie, światopogląd? Próbowałeś je kiedyś wyłączyć?
Zrób coś wbrew sobie, inaczej niż zawsze, postąp odmiennie, zaakceptuj coś, co jeszcze wczoraj byś odrzucił, uśmiechnij się zamiast wylewać morze łez, wstań zamiast leżeć i czekać na cud, odezwij się i przestań milczeć, nie blokuj w sobie emocji.
Dlaczego tak często boisz okazać się, co tak naprawdę czujesz? Dlaczego boisz się powiedzieć, co rzeczywiście myślisz? Dlaczego hamujesz uczucia?

Bo nie chcę wyjść na zadufaną egoistkę. Tak pomyślałaś? Mniej więcej o to ci chodzi?
Egoizm jest wtedy, gdy nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa. Gdy liczysz się Ty, Ty i tylko Ty. Nie bierzesz pod uwagę zdania innych, bo wiesz najlepiej. Nie liczysz się z uczuciem drugiego człowieka, bo ciebie to nie dotyczy. Ale walka o swoje i umiejętność powiedzenia "nie", to nie jest egoizm.
To upartość i asertywność.
Dlaczego wciąż ci tego brakuje?
A jeśli wyjdziesz na zadufaną, no cóż, nie ma ludzi idealnych.
Jesteś miła i dobra dla wszystkich, nigdy nie wybuchasz, nie powiesz komuś złego słowa prosto w twarz, pomagasz komu tylko się da, zawsze uprzejma i bezkompromisowa, nie kłócisz się, bo wolisz przemilczeć, urazę chowasz głęboko w sobie, nie obrażasz się, zawsze pierwsza wyciągasz rękę,

walczysz na tyle na ile wydaje ci się, że możesz, nie próbujesz iść dalej, głębiej; poukładana, z zasadami, z tradycjami. I nagle pojawia się ktoś, kto burzy tę twoją całą konstrukcję, a ty zastanawiasz się jak to możliwe, jak ludzie mogą być aż tak okrutni. Dlaczego dobro nie zostaje odwzajemnione dobrem? Gdzie jest sprawiedliwość? Później zaczynasz kalkulować i dochodzisz do wniosku, że czasami nie jest warto być takim cichym, że można walnąć pięścią w stół, można krzyknąć, a nawet się wydrzeć, można uderzyć, można oszaleć z wściekłości, można okazać emocje.
Oczywiście, że można. Powiem więcej - nawet trzeba.
Jest jeszcze coś z czym od wieków ludzie starają się wygrać. Prokrastynacja. Inaczej zwlekanie. Odkładanie na jutro, na później, na kiedyś. Wyznawanie zasady "co masz zrobić dziś, zrób jutro". Znasz to?
Pewnie z własnej autopsji.
Co miałaś zrobić dziś? Posprzątać, ugotować obiad, napisać list, nauczyć się, poszukać pracy, zadzwonić do rodziców, odwiedzić dziadków? Co okazało się ważniejsze albo przyjemniejsze?
I jeszcze jedno - od jakiego już czasu odkładasz to na później?
Jest warto?
Czy jest jeszcze coś, czego nie potrafisz pokonać? Z czym nie umiesz wygrać? Co cię hamuje? Co powoduje, że wciąż stoisz w tym samym miejscu?
Najważniejsze jest myślenie, chęci, a dopiero później działanie.
Dokończ zdanie: "Nie potrafię pokonać...".
( własnych słabości, lęków, myślenia, uzależnień, emocji, przeszłości, wspomnień, stresu )?
I moja rada - obróć tę wadę o sto osiemdziesiąt stopni.
Spróbuję. Tak pomyślałaś?
Nie, nie próbuj. Po prostu zrób to.
Zacznij działać.